Pandemia koronawirusa zmusiła rządy państw do podjęcia szeregu decyzji mających na celu zminimalizowanie zachorowań na COVID- 19. Przymusowe zamknięcie miejsc pracy znacząco wpłynęło na sytuacje gospodarek. Polska gospodarka, która w ostatnich latach notowała imponujące wyniki dynamiki wzrostu PKB została zahamowana. W celu jej ratowania postanowiono przygotować tzw. Tarczę antykryzysową, która miałaby zminimalizować straty gospodarcze i pomóc jej wrócić na dobre tory po „odmrożeniu”. Tarcza antykryzysowa pociąga za sobą koszty w wysokości wielu miliardów złotych i potrzebne są potężne źródła finansowania. Jednym z takich źródeł stało się luzowanie ilościowe, czyli jeden ze sposobów „drukowania” pieniędzy. Często można spotkać się z obrazowym przestawieniem tego procesu jako helikoptera, rozrzucającego pieniądze, które trafiają do ludzi i w ten sposób w obiegu znajdują się nowe złotówki. Jednak w praktyce wygląda to nieco inaczej.
Bank centralny, czyli w przypadku naszego kraju Narodowy Bank Polski, zaczyna skupować bardzo duże ilości aktywów, również te papiery wartościowe o wysokim ryzyku, wtłaczając w ten sposób ogromne ilości gotówki do sektora finansowego. Liczy, że zwiększając podaż pieniądza i płynność banków, te będą chętniej udzielać kredytów co popchnie gospodarkę i przyczyni się do wzrostu gospodarczego. Jednak jest to kryzys zupełnie innego typu niż przykładowo ten z 2008 roku lub z 1929 roku. Ten aktualny został spowodowany przez wirusa, co spowodowało zamknięcie miejsc pracy na długi czas, pomimo że wiele z nich było w bardzo dobrej kondycji finansowej i świetnie się rozwijało. Wciąż nie wiadomo jak potoczy się sytuacja, czy nie będzie trzeba wrócić do obostrzeń. Ogromna niepewność może spowodować, że pomimo wtłoczenia dużej ilości nowych pieniędzy polityka ta nie będzie skuteczna, gdyż ludzie niechętnie będą brali kredyty. Czas pokaże, czy podjęte decyzje były słuszne.